Forum www.circleofoccultscience.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Wschód   ~   Karczma pod Chmielem
Mikael Valtteri
PostWysłany: Nie 4:35, 25 Maj 2014 
Dom Bazyliszka


Dołączył: 15 Maj 2012
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Tameari:

Roześmiał się, opierając o bar i dopijając swój alkohol. Spojrzał na swojego towarzysza, białowłosego elfa, który miał dziś zapłacić za jego "wdzięki".
- Idziemy na górę? - mruknął mu do ucha. Miał już wynajęty stały pokój, w którym przyjmował różnych... znajomych. Często wracał do niego fact, któremu jako pierwszemu się sprzedał za prochy. Tameari go lubił - dobrze pieprzył i jeszcze dawał mu dodatkowe "szczęście" przed seksem.To on przysłał do wampirka elfa.
Było dobrze, póki białowłosy nie dotknął jego odsłoniętego brzucha. Odsunął się wtedy i skrzywił. Tameari uniósł brew, patrząc na niego.
- Co jest? - zapytał, przeciągając się na łóżku.
- Nie pieprzę zaciążonych - odparł elf, zaczynając się ubierać. Teraz to Tam się skrzywił.
- Co ty chrzanisz? - zapytał.
- Masz w brzuchu lokatora, młody. Ogarnij się - odpowiedział tylko elf, zaraz znikając za drzwiami. Wampir zamrugał, siadając.

***

- I co niby mam teraz zrobić? Przecież go nie zabiję! - Tameari chodził nerwowo po pokoju, trzęsąc się lekko. Był u medyka, który z radością oświadczył mu, że będzie tatusiem. A raczej mamusią... Rodzicem, po prostu. Okres zapłodnienia wypadał na te "szalone" cztery dni, gdy z Miką pieprzyli się niemal jak króliki, popijając z siebie nawzajem.


Mikael:

Mikka siedział na łóżku z kochankiem i całował go leniwie, dotykając chciwie jego brzucha. Był po połknięciu słabego narkotyku, który rozleniwił go w ten przyjemny sposób.

- A więc urodzi nam się mały bobas - powiedział cicho, dziwnie jak na niego rozczulony. - Mam nadzieję że odziedziczy urodę po tobie - dodał z lekkim śmiechem i pochylił się nad wampirem.

Przesunął dłonią po brzuchu młodszego, całując go po nim i podgryzając delikatnie wrażliwą skórę.


Tameari:

Mruknał cicho, zerkając na starszego. Zagryzł lekko dolną wargę. Nie był przekonany do nastawiania drugiego wampira, ale...
- Naprawdę nie chcesz, żebym się go pozbył? - zapytał cicho, czując potrzebę upewnienia się. Odruchowo przeczesał palcami włosy strszego.

Mikael:

Chłopak westchnął i opadł na bok koło Raczka. Ujął w dłoń jego policzek i pocałował go w skroń.

- Co ty, przecież możemy go wychować - powiedział. - Nie siedzi tam bez powodu - dodał, gładząc jego brzuch z lekkim, odrobinę przyćpanym spojrzeniem.


Tameari:

Uśmiechnął się lekko.
- Tak, możemy... - odparł cicho, nadal nie do końca przekonany. Westchnął, przysuwając się do kochanka i wtulając się w niego. Sam był wręcz denerwująco trzeźwy. Czuł niemal fizyczną potrzebę wzięcia narkotyków, chociaż trochę...
- Nie chcę teraz... Ugh - zczął, przymykając oczy. - Nie będę już "zdobywał szczęścia"...


Mikael:

- Nie martw się, mamy jeszcze spory zapas - mruknął sennie, nadal z jedną ręką na brzuchu młodszego. - Potem coś wymyślę - dodał i objął Raczka ramieniem.

***

Mikka zasłaniał jedną dłonią oczy młodszego, prowadząc go na górę karczmy, gdzie ostatnio sypiali i mieli swoje rzeczy. Całował go po szyi, badając palcami wolnej dłoni jego brzuch. Uważny obserwator mógłby zauważyć już lekkie uwypuklenie.

- Zobaczysz, spodoba ci się - mruknął nisko wprost do jego ucha.

Był na cholernym głodzie, a to co ostatnio brał zupełnie nie dawało ani jemu ani Raczkowi ukojenia. Całe szczęście, że znalazł kilku... czterech chętnych do wymiany facetów którzy mogli dać im za jedną noc tyle towaru, że spokojnie starczyłoby na następne kilkanaście tygodni.

- Kocham cię, mały, pamiętaj o tym - dodał i wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Schował metalowy przedmiot tak, by Raczek nie widział i dopiero potem odsłonił mu oczy.


Tameari:

Lekki uśmiech zamarł na ustach Teamariego, gdy ujrzał czterech obcych facetów w ich pokoju. Szczęk zamykanego zamka również nie pomógł w tej sytuacji.
- Mikka... O co chodzi? - zapytał, zerkając na swojego partnera i stojąc przy drzwiach.
Miał na sobie krótkie spodenki i pończochy-kabare​tki, schowane w zgrabnych bucikach za kostkę, na niskim obcasiku. Do tego luźną bluzeczkę, zsuwającą mu się z ramienia zalotnie. Dbał o swój wygląd, kiedy był naćpany i kiedy był trzeźwy, to trzeba było mu przyznać.


Mikael:

- Ciii, cicho mały - powiedział, całując kochanka przelotnie w usta. - Ci panowie są bardzo mili, nie zrobią ci krzywdy - zapewnił, choć oczywiście nie mógł mieć co do tego pewności.

- No proszę Mikka, jak chcesz to ładnie wywiązujesz się z umowy - powiedział jeden z mężczyzn, nawet przystojny, jednak w jego oczach czaiło się coś niepokojącego. - I jeszcze tak punktualnie, nie poznaję cię.

Drugi mężczyzna zaśmiał się nieprzyjemnie, powoli odpinając klamrę od paska. Również był wampirem, aktualnie najedzonym, co było widać po specyficznym zabarwieniu oczu.
Zwilżył wargi językiem, wpatrując się prosto w oczy Tameariego.

Mikka wiedział, że to nie będzie takie proste. Powoli, nieśmiałym ruchem przeniósł swoje dłonie na te należące do kochanka, by po chwili jednym, szybkim ruchem unieruchomić jego nadgarstki za plecami i ścisnąć mocno.

- Kocham Cię Raczku, zapamiętaj to sobie - szepnął do jego ucha, wypinając jego sylwetkę w kierunku mężczyzn.


Tameari:

Tameari otworzył szeroko oczy, szarpiąc się natychmiast i próbując wycofać.
- Spierdalaj, Mikka. Mówiłem Ci, że już nie będę tego robił! - warknął. Czuł się zdradzony, a w jego stanie zaskutkowało to zachodzącymi łzami oczami. Bał się. Nie tyle o siebie, co o dziecko.
- Puść mnie. Możesz obsłużyć ich sam - dodał jeszcze, przełykając ślinę. Szczególnie spojrzenie trzeciego wampira było dla niego niepokojace. Gdzieś już go widział, był tego pewny. Znów się szarpnął.


Mikael:

Mikka nadal trzymał go mocno i szarpnął boleśnie jego ręce.

- Nie wyrywaj się - syknął do jego ucha.

Jeden z mężczyzn, najstarszy i najgrubszy z całej czwórki, zbliżył się do młodszego i przesunął dłonią po szyi i odsłoniętym ramieniu chłopaka. Uśmiechnął się nieśmiało spod kępki wąsów. Pewnie poza takimi miejscami był kochającym dziadkiem.

- Nie bądź taki nieśmiały, mały... - powiedział i odwrócił się do reszty mężczyzn. - Chcę pierwszy jego buźki - zadeklarował, zupełnie jakby licytował jakiś towar.


Tameari:

- Mikael... Puść mnie, proszę, wypuść mnie stąd... - powiedział cicho, niemal błagalnie. Gdy mężczyzna go dotknął, wzdrygnął się mocno, próbując uciec przed dotykiem. Coraz bardziej się bał, chciał uciec, coraz bardziej zbierało się mu na wymioty. Czuł bolesny ucisk w brzuchu.
- Mikka... Brzuch mnie boli... - mruknął do wampira, próbując lekko oswobodzić ręce. - Nie chcę tego robić, wypuść mnie...


Mikael:

Głos Mikkaela złagodniał od razu, gdy chłopak przysunął wargi do jego ucha i pocałował czule skroń.

- Nie denerwuj się, Raczku, oni dadzą nam tyle towaru że wystarczy do końca roku - zaśmiał się pod nosem. - A teraz pokaż panom jakim miłym chłopcem jesteś.

Przeniósł dłonie na ramiona wampira i nacisnął mocno, zmuszając go do opiadnięcia na kolana przed wąsatym facetem.

Ten pochylił się błyskawicznie i pochwycił nadgarstek chłopaka. Wsunął jego dłoń pod materiał szlafroka jaki miał na sobie i uśmiechnął się.
Już po chwili dołączył do nich pierwszy z mężczyzn, który stanął po drugiej stronie wampirka i odgarnął mu z twarzy włosy. Zaraz szybkim ruchem przedarł tunikę młodszego i pozwolił jej opaść na podłogę.


Tameari:

Syknął, próbując wyrwać rękę z uścisku mężczyzny. Odruchowo próbował się przesunąć w wolną stronę, obserwując mężczyzn stojących nad nim. Złapał za kawałki bluzki i próbował wsunąc ją sobie z powrotem na ramiona, by zakryć ciało i lekko uwpuklony brzuch
- Chcę stąd wyjść. Proszę - powiedział cicho próbując stanąć na nogi.


Mikael:

- Ależ wyjdziesz, mały. Wyjdziesz - powiedział wąsaty i przesunął ręką młodego po swoim lekko twardym penisie. - Daj go na łóżko - zwrócił się do stojącego mężczyzny, a sam zrzucił z ramion szlafrok i usiadł na łóżku tuż przy zagłówku.

Już po chwili młodszy wepchnął na mebel wampira tak, by ten miał twarz przy kroczu najstarszego, a tyłek wypięty w jego stronę. Złapał jego ręce na plecach, a wolną dłonią zszarpnął krótkie spodenki z jego bioder i przesunął ciekawską dłonią po pośladku.

Trzeci mężczyzna poradził sobie już z klamrą, a teraz trzepał sobie powolnymi ruchami tuż nad ciałem Tameariego.
Mikka za to dobrał się do kutasa ostatniego faceta i lizał go po całej długości.

- Wiesz co robić - powiedział najstarszy, kładąc dłoń na głowie Raczka i dopychając ją do swojego krocza. - Dopóki będziesz grzeczny, nikt nie zrobi ci tu krzywdy.


Tameari:

Zadrżał cały, czując odruch wymiotny.
- Zostaw mnie! Puszczaj, kurwa mać! - krzyczał, wierzgając rękoma i nogami przy przenoszeniu na łóżko. Starał się nie pozwolić, by zsunięto mu spodnie. Klęczał w pończochach, butach i podartej bluzce. Szarpnął się i ugryzł mężczyznę w udo, wbijając mocno kły i rozszarpując lekko skórę.


Mikael:

- Ty skurwielu! - krzyknął mężczyzna i zamachnąwszy się, uderzył wampira w policzek otwartą dłonią.

Mężczyzna stojący za Tamem szybkim ruchem wyciągnął zza paska sztylet i przystawił go do brzucha młodszego, nadal mocno trzymając go za ręce.

- Lepiej weź go do tej swojej ładnej buźki i wyliż dokładnie, bo jak nie, to ostrze wbije się o wiele głębiej - warknął, lekko przecinając skórę chłopaka. - O ile ty, cwany wampirku wyjdziesz z tego bez szwanku, tak chyba ten mały chłopiec w środku nie będzie takim szczęściarzem - dodał z niewielkim uśmiechem i otarł się uwypukleniem w spodniach o odsłonięty tyłek młodszego.


Tameari:

Syknął, gdy poczuł uderzenie w twarz. Zamarł jednak, gdy poczuł dotyk ostrza na brzuchu. Przełknął ślinę. Był pewny, że oni nie wiedzą... A jednak. Zerknął w stronę Mikki i skrzywił się z obrzydzeniem. "Skurwiel" pomyślał i wziął głębszy oddech.
- Puść mnie. Zrobię, co chcecie, ale musisz mnie puścić - powiedział lekko drżącym głosem. Nie chciał ryzykować życia swojego dziecka. Miał ochotę zwymiotować.


Mikael:

Mężczyzna zaśmiał się nieprzyjemnie.

- Myślisz że jestem głupi? - zapytał, nie cofając ręki. - Najpierw weźmiesz go do gęby, a potem pomyślę czy zasłużyłeś. Jeśli tak, zabiorę rękę.

Wąsaty ścisnął w garści włosy wampira i jeszcze raz przysunął do swojego krocza.

- Szybciej bo tracę cierpliwość - powiedział, wolną ręką masując penisa tuż przed twarzą młodszego. - I wypnij się ładnie do kolegi - dodał, zerkając na wampira, który wciąż ocierał się o tyłek młodszego przodem swoich spodni.


Tameari:

- Nie mogę dobrze obciągnąć, jak mi wykręca ręce! - warknął, poprawiając się lekko i na okazanie dobrej woli polizał główkę penisa mężczyzny, po czym spojrzał w górę.
- Proszę... Daj mi się poprawić i przygotować. Obiecuję, że potem zrobię, co będziecie chcieli... - powiedział cicho, patrząc mężczyźnie w oczy.


Mikael:

Mężczyzna za nim puścił jego ręce, jednak ostrze nadal tkwiło przy jego brzuchu.

- No proszę, teraz już chyba możesz działać? - zapytał drugi, nie puszczając jego włosów.

Facet z nożem skorzystał z okazji, że ma jedną wolną rękę i szybko rozpiął swoje spodnie. Złapał w dłoń swojego penisa i z lubieżnym uśmiechem popukał nim w pośladki i rowek chłopca.

- Przykładna będzie z ciebie mamusia - odparł. - Miejmy nadzieję.


Tameari:

Przymknął oczy, mało nie wymiotując. Oparł się rękoma o pościel koło bioder najstarszego i poprawił się. Ustawił się wygodniej na klęczkach, by mieć dobrze wypięty tyłek.
"Jak zawsze, zrobię to jak zawsze i spieprzę stąd..." powtarzał sobie w myślach, gdy ujmował fiuta faceta przed nim ręką i powoli wsuwał go sobie między wargi. Skrzywił się na kwaśny zapach potu. Zaczął pracować ustami i językiem, starając się "odciąć" od rzeczywistości. Miał wrażenie, że jeśli tego nie zrobi to źle się skończy. Sama wzmianka o "byciu mamusią" sprawiła, że mało co się nie zrzygał na krocze przed nim.


Mikael:

Mężczyzna niemal natychmiast nacisnął na głowę młodszego i nadał jego ruchom własnego tempa.

- Powiedz, że ci się podoba - powiedział, cofając jego głowę. - I powiedz głośno koledze z tylu co ma z tobą zrobić żebyś zasłużył. No, co?

Przesunął czubkiem swojej męskości po wargach młodszego.
Facet stojący nad nimi położył dłoń na plecach Raczka, trzepiąc sobie nad nim z lubieżnym uśmiechem.

- Mów jaki zachwycony jesteś - warknął brunet za jego plecami i przycisnął ostrze do jego brzucha w niemej groźbie. - Mów, dziwko!


Tameari:

Miał ochotę go zdzielić, ale ostrze skutecznie go powstrzymało.
- Zachwycony? Czym? Że ocierasz się o mnie jak suka w rui zamiast zrobić użytek z fiuta? - jego złośliwy charakterek wybrał najmniej odpowiednią chwilę, by się ukazać. Złapał nadgarstek faceta za sobą i odepchnął mocno od swojego brzucha. Szarpnął się, ryzykując kilka wyrwanych włosów i stoczył na podłogę, osłaniając brzuch rękoma.


Mikael:

Wampir który do tej pory stał jedynie nad nimi, teraz warknął głośno i w wampirzym tempie doskoczył do ofiary, łapiąc zaraz szyję w żelaznym uścisku dużej dłoni.

- Idioci! - krzyknął wściekły i przycisnął brzuch młodszego do podłogi. - Nigdy nie umiecie nic porządnie zrobić! Dawaj ten nóż! - zwrócił się do znajomego i zaraz przystawiał ostrze do szyi Tameariego. - Chcecie go rozpruć i co?! Nieprzytomnego w dupę jebać potem?!

Szarpnął chłopakiem do góry i zaraz położył jego klatkę piersiową na łóżku. Wbił się w niego jednym, szybkim ruchem i naciął skórę na szyi.

- Jęcz, szmato, żeby cię na dole słyszeli - powiedział i zaczął rżnąć go mocno, nie przejmując się już niczym innym.


Tameari:

Wrzasnął, czując ból w dolnych rejonach ciała. Zacisnął mocno ręce na pościeli, zagryzając zaraz wargi do krwi. Nie miał zamiaru spełnić "prośby" wampira, w milczeniu przyjmując jego ruchy. Wolał mieć ostrze przy szyi niż brzuchu. Czuł zbierającą mu się w ustach krew z przebitej kłami wargi. Spływała też ona po jego podbródku. Zacisnął mocno powieki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikael Valtteri
PostWysłany: Nie 4:43, 25 Maj 2014 
Dom Bazyliszka


Dołączył: 15 Maj 2012
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Tameari:

Stał w łazience, w samym szlafroku i spojrzał niepewnie w lustro. Powoli rozwinął poły materiału i niemal jęknął. Całe ramiona miał w zdrapaniach i sińcach, tak samo żebra i uda. Brzuch był bez szwanku, oprócz czystej, płytkiej ranki. Odwrócił się powoli, wstrzymując oddech. Jego tył prezentował się równie źle. W dodatku w czasie kąpieli dokładnie czuł, jak bardzo jest poraniony przy wejściu - w końcu musiał zmyć z siebie krew i spermę. Odwrócił się z powrotem do lustra i spojrzał sobie w oczy. A raczej w jedno oko.

Wczorajszego wieczora... wszystko poszło nie tak. Zaraz po wampirze, zerżnął go kolejny z mężczyzn. I następny. Ostatniemu nie spodobało się, że ma zamknięte oczy i postanowił, że skoro i tak mu się nie przydadzą, to przecież można mu je wydłubać. Tamaeri pamiętał to jak przez mgłę, ból po prawej części twarzy, ręce trzymające go, by się nie wyrywał i nacisk noża na brzuchu. Nie wiedział kiedy podpalił raniącego go mężczyzne, kiedy sam stał się katem dla pozostałych w pomieszczeniu. Pamiętał za to zaćpane oczy Mikaela i jego wyrzut, że przecież nic by mu się nie stało. Pamiętał jego rozdarte, krwawiące gardło.
Potem, jakoś znalazł się pod drzwiami Rikke, obdrapany, posiniaczony i w podartych ciuchach. Trzymał się jedną ręką za brzuch a drugą zakrywał prawy oczodół... Pusty i zakrwawiony. Wypłakał się czortowi na ramieniu, słowem nie zająknąwszy się jednak o ciąży, pozwolił się wykąpać, przebrać w zaduże na niego ciuchy i położyć spać. Obudził się dopiero następnego wieczoru, a ból w całym ciele utwierdził go, że ten koszmar bynajmniej nie był snem.

Wszedł pod prysznic i zaczął powoli myć ciało. Rikke załatwił mu skórzaną opaskę na oko. Szybko skończył prysznic, wytarł się na ile mógł i zawinął w za duży szlafrok. Na boska przeszedł przez korytarz i wszedł do mieszkanka starszego.
- Jestem - powiedział cicho, lekko zachrypniętym głosem. Nadal go bolało po wrzaskach. Spojrzał na mężczyznę i szybko uciekł spojrzeniem w bok. Było mu wstyd, że dopuścił do takiej sytuacji. Bał się też powiedzieć Rikke o dziecku. Nie miał pojęcia, jak miałby to zrobić. W dodatku to był syn Mikaela, mężczyzny, który sprzedawał go za narkotyki i pozwolił, by gwałciło go czterech napalonych typów... ba, sam go do nich zaprowadził. Bał się, że jeśli Rikke się o nim dowie, każe mu radzić sobie samemu albo zabić dziecko, a tego zrobić nie mógł.


Mikael:

Rikke wstał od razu i spojrzał na młodszego z mieszaniną współczucia, ale również gniewu.
Nie przespał nawet minuty od kiedy wampir do niego trafił, zbyt zszokowany tym, co od niego usłyszał. Wiedział, że Mikka to chuj, lecz mimo wszystko sądził, że nie dopuściłby się do takiego okrucieństwa. Jak widać, mylił się.

Z młodym wampirkiem nie widział się dosyć długo, ten przestał przychodzić, a Rikke mimo, że chciał, nie miał pojęcia gdzie go szukać.

- Musiało stać się coś takiego żebyś rzucił to gówno? - zapytał, choć nie miał zamiaruw być nieprzyjemnym.

Wcześniej, gdy Tam zjawił się w jego mieszkaniu, czort, nic nie mówiąc, pomógł mu z opatrzeniem ran i poradzeniem ze stratą oka. Teraz jednak wezbrał w nim gniew na całą tę sytuację i to, co spotkało Tama. Nie mógł pozbyć się jednak myśli, że wampir w gruncie rzeczy sam jest sobie winien.


Tameari:

Tameari spojrzał trochę spłoszony na czorta. Otworzył usta, najwyraźniej chcąc się odezwać, jednak zaraz je zamknął i uciekł wzrokiem w bok. Mało brakowało, a powiedział by Rikkiemu o ciąży, jednak coś go przed tym powstrzymywało.
- Tak, najwyraźniej tak - odparł w końcu cicho, podchodząc do swoich rzeczy.


Mikael:

- Bo mam nadzieję, że masz taki zamiar... - dodał mężczyzna zaraz, patrząc na młodszego przenikliwie. - Martwię się. Nie chcę żebyś cierpiał, Tam.

Mężczyzna westchnął i opadł z powrotem na swoje krzesło. Przeczesał włosy i zerknął na wampira. Nie chciał go dotykać ani nawet patrzeć na jego ciało zbyt długo, nie wiedział bowiem jak chłopak się z tym czuje po tym, co się stało.

- Co chcesz teraz robić?


Tameari:

- Jestem czysty od półtora tygodnia. Dlatego Mikka... To zorganizował. Przyzwyczaił się, że szybciej załatwiam "szczęście" niż on - odparł, po czym wziął głęboki oddech, unosząc podartą bluzkę i sprawdzając, czy nadaje się do jakiegokolwiek założenia.
- Teraz... Pójdę się przebrać. Sprzątnę zwłoki i krew z pokoju, bo inaczej właściciel mnie wypieprzy, a mam opłacone do końca miesiąca... "Wypieprzy", dobre sobie - prychnął pod nosem ostatnie zdanie i pokręcił głową, odkładając materiał. Nie nadawał się do niczego.
- A potem pójdę się przebadać, czy nie sprzedali mi czegoś i... I dalej nie wiem. Nie mam pojęcia, co mam robić dalej - przesunął palcami po włosach, odruchowo krzywiąc się, gdy wyczuł skórzany materiał opaski.


Mikael:

Mężczyzna wstał i podszedł do młodszego, znów poprawiając ze zdenerwowaniem włosy.

- Nie wracaj tam, nie musisz - powiedział cicho i wyciągnął dłoń w stronę jego twarzy. Cofnął ją jednak szybko, nie chcąc wystraszyć chłopaka. - Zostań ze mną, za kilka tygodni przenoszę się do własnego, większego domu zdala od tego miejsca. Moglibyśmy... Mógłbym się tobą zająć. Tak jak na to zasługujesz.


Tameari:

Tameri uśmiechnął się wymuszenie, mimo wszystko spinając się jednak, gdy starszy do niego podszedł. Odruchowo zerknął w stronę okna i drzwi, jakby upewniał się, że w razie czego ma jak uciec.
- Moglibyśmy...? Rikke, ja... - zagryzł ponownie dolną wargę. Tak bardzo chciał mu powiedzieć o ciąży. Wziął głęboki wdech.
-Na prawdę myślisz, że zasługuję na coś więcej niż głęboki rów? - zapytał trochę żałośnie. "Jestem w ciąży" nie chciało mu przejść przez gardło.
- I... moje rzeczy... - domruczał pod nosem.


Mikael:

Mężczyzna cofnął się o dwa kroki, widząc przestraszony wzrok chłopaka. Posmutniał odrobinę i wsadził ręce do kieszeni spodni.

- Pójdę po nie - odparł, nie patrząc w stronę młodszego. - Tylko zostań, nie chcę się martwić, że coś się stało - dodał i zarzucił na ramiona krótką kurtkę. - A gdy odpoczniesz, pomyślimy co zrobić dalej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tameari Zankoku no Heiwa
PostWysłany: Śro 17:49, 25 Cze 2014 
Dom Feniksa


Dołączył: 14 Maj 2012
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Tameari

Jakiś czas później

Tameari kręcił się nerwowo po pokoju. Luźne bluzki już nie wystarczały, by ukryć brzuch. Rikke też wydawał się coś zauważać, gdy byli w łóżku. Smok postanowił, że powie partnerowi o ciąży. Mieszkali razem, Tam był grzeczny, prawie nie opuszczał bezpiecznego domu. Gotował, sprzątał, był po prostu idealną kurą domową, zostawiając "męską" rolę aktualnemu kochankowi. Czasem myślał o Mikaelu, chociaż to bolało.
Odwrócił się gwałtownie, słysząc trzask drzwi frontowy.
- Rikke? Musimy... Musimy porozmawiać - powiedział, idąc do mężczyzny.


Rikke

Rikke zerknął na Tameariego i odrzucił klucze i kurtkę na komodę obok drzwi. Zsunął ze stóp buty i ruszył do chłopaka, wpatrując się w jego oko.

- Musimy - przyznał spokojnie, podchodząc do niego i całując przelotnie w czoło.

Było to już od pewnego czasu rutyną. Rikke chciał, by Tameari wiedział , że jest kochany, a równocześnie, że czort niczego na nim nie wymusza. Rogaty doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy nie zastąpi chłopakowi Mikaela, a jednak chciał mieć go przy sobie. Opiekować się nim, pilnować,by ten nie wpadł znów w nałóg. Chciał dać chłopakowi wszystko, co pozwoli mu pogodzić się z przeszłością.


Tameari

Tameari przełknął ślinę cicho, ale uśmiechnął się delikatnienie na gest Rikke. Mężczyzna dawał mu poczucie bezpieczeństwa.
- Rikke, ja... - zaczął, zaciskając pięści. Wpatrywał się badawczo w czorta, by widzieć wyraźnie jego reakcję. - Jestem w ciąży. Spodziewam się dziecka Mikaela.

Bał się. Bał się, że go wyrzuci, będzie wrzeszczał i złościł się. Ale Rikke tak wiele mu ofiarował, więc Tameari czuł, że musi być z nim szczery.


Rikke

Źrenice czorta rozszerzyły się, a sam mężczyzna cofnął się o krok i wbił w młodszego zdezorientowane spojrzenie. Owszem, podświadomość nasuwała mu podejrzenia, ale Rikke nigdy nie przypuszczałby, że to coś takiego. Zmarszczył brwi i przeczesał włosy, odwracając wzrok.

- Zmusił cię? - zapytał tylko, po raz kolejny przeklinając Mikaela. - Wiedziałeś gdy... że zamierza zrobić ci dziecko?

Do głowy przyszła mu absurdalna myśl, że może to wszystko było sprawką Tameariego. Chłopak mógł chcieć zatrzymać w ten sposób Mikaela przy sobie, może zmusić go do... głębszych uczuć. Przecież młody wampir zawsze był oczarowany Miką i Rikke nie sądził, by nawet po tym, co się stało, Tam wyzbył się uczuć do martwego już wampira.


Tameari

Zabolało. Pokręcił przecząco głową.
- Nie sądzę, by w ogóle to planował. Przyniósł dragi i jakiś eliksir, od jednego z tych swoich "kontaktów" - odparł, przesuwając palcami po włosach. - Zmieszaliśmy to, a potem... - przerwał. Nie wiedział, czy chce o tym mówić.
- Jakiś miesiąc później... byłem "umówiony" z pewnym elfem. On... wyczuł we mnie dziecko. Powiedział mi o nim. Na początku nie wierzyłem, ale źle się czułem, więc poszedłem do medyka... I okazało się, że mam lokatora w brzuchu.
Przełknął ślinę, a potem zaśmiał się gorzko.
- Mikael był... cholernie szczęśliwy, wiesz? Zachowywał się, jakbyśmy od dawna planowali mieć dziecko a nie, że po porostu wpadliśmy. Powiedziałem mu, że nie będę już zdobywał dla niego dragów. Zgodził się. Przez jakiś czas było dobrze, byliśmy czyści, aż... Aż przyprowadził tych skurwieli. Powiedział im nawet o dziecku, wiesz? - spojrzał na starszego, czując, że wszystkie emocje do niego wracają. Trząsł się lekko.
- Wiedział, oni też wiedzieli, a mimo to...


Rikke

Rikke słuchał wszystkiego uważnie, równocześnie zastanawiając się, co powinien zrobić w związku z dzieckiem. Skoro Tameari się go nie pozbył, najwidoczniej pragnął je zatrzymać, a Rikke nie miał prawa mu tego zabraniać. W końcu to nie było jego dziecko... Zaśmiał się gorzko, ale postanowił zdusić gorycz w sobie.
Podszedł do chłopaka i przytulił go mocno, by powstrzymać drżenie jego ciała.

- Mikael pewnie na prawdę się cieszył - odparł cicho. - On żył w innej rzeczywistości, niby był obecny ciałem, ale duchem zawsze wędrował gdzieś w tych swoich zakamarkach uzależnienia. Jedyne, co możesz teraz zrobić, to zagwarantować dziecku chociaż jednego odpowiedzialnego rodzica.


Tameari


- Chciałem się go pozbyć - powiedział cicho, wtulając się w Rikke. Trząsł się coraz wyraźniej, czując jak łzawią mu oczy.
- Chciałem je zabić... Ale Mikka ciągle powtarzał, że damy radę, że możemy je wychować... - łkał cicho. - A ja mu głupio wierzyłem.

Przez chwilę po prostu szlochał w ramionach Rikke, by jednak zebrać się do kupy.
- Nie wiem, czy dam radę... Ale zawsze muszę spróbować, prawda? - mruknął, odsuwając się i wycierając łzy w rękawy.


Rikke

Rikke głaskał go uspokajająco po plecach, pozwalając mu wypłakać się na swoim ramieniu. Sądził, że uporali się już z większością problemów. Tameari był czysty, nie puszczał się za kasę czy dragi i czort myślał, że najgorsze mają już za sobą. Najwyraźniej, mylił się.

- Pamiętaj, że... - zaczął, patrząc w oko młodszego. - Chociaż nie jestem Mikaelem, chcę byś wiedział, że zrobię dla ciebie i dziecka wszystko. Jeśli mi pozwolisz, wesprę cię i stanę się dla malucha przybranym ojcem. Nie obchodzi mnie przez jakie błędy to dziecko powstało. Chcę tylko, byście byli bezpieczni.



Tameari

Tameari kiwnął głową, czując, że znowu zbiera mu się na płacz.
- Nadal nie mogę pojąć, czemu jesteś tak... dobry w stosunku do kogoś takiego jak ja - powiedział, po czym zaśmiał się słabo. Wsparcie Rikke wiele dla niego znaczyło. A to, że mężczyzna chciał być ojcem dla nie swojego dziecka... Na prawdę to podziwiał.



Rikke

Rikke pchnął drzwi wejściowe i wszedł do domu, otrzepując z włosów płatki śniegu. Był już grudzień. Czort mieszkał w domu z Tamearim już dłuższy czas, chłopak miał aktualnie brzuch wielkości balona, ale według medyka, którego razem z Rikke regularnie odwiedzał, dziecko rozwijało się prawidłowo.

- Mam coś dla ciebie - zawołał rogaty, idąc w stronę salonu, skąd dobiegał trzask ognia z kominka.

Na rękach trzymał niewielkie pudełko, które zaraz położył na dywanie obok wampira. Kupił dziś szczeniaka. Dostał właściwie, od kobiety, której suka urodziła młode, a ta była zbyt biedna, by utrzymać je wszystkie podczas mroźnej zimy.
Rikke wybrał przesłodkiego szczeniaka i postanowił dać go Tameariemu. Wiedział, że wampir wolał nie wychodzić z domu, musiał się tu więc niezwykle nudzić.

- Wyrośnie na wielkiego psa - dodał akurat w momencie, kiedy z pudełka słychać było ciche szczeknięcie.



Tameari

Tameari spojrzał na starszego i uśmiechnął się. Był czysty, mały rozwijał się dobrze, a i między nim a czortem było dobrze. A przynajmniej on tak uważał.
Zamrugał, słysząc szczeknięcie, a potem z zaciekawieniem otworzył pudełko.
- Oh... Jaki słodki - zaśmiał się miękko, patrząc na szczeniaczka. Cieszył się, że czort o nim myślał. Przyda mu się towarzystwo w domu, kiedy starszy był w pracy.
- Wielkiego? To znaczy dokąd będzie mi sięgał?


Rikke

- W kłębie pewnie do pasa, więc głowa to na wysokości pasa - odpowiedział, samemu uśmiechając się, gdy zobaczył radość na twarzy wampira. - Poza tym, dziecku przyda się kontakt ze zwierzęciem - dodał, delikatnie dotykając wypukłego brzuszka.

Zaraz cofnął rękę i tak jak zawsze, złożył szybki pocałunek na policzku młodszego. Cieszył się, że Tameari wykazał aprobatę.
Wstał z klęczek i cofnął się w stronę drzwi, by się rozebrać.



Tameari

Kiwnął głową, zgadzając się. Czuł przyjemne ciepło, kiedy Rikke okazywał tyle uwagi nie tylko jemu, ale i dziecku.
"Będzie idealnym ojcem" pomyślał, wyciągając delikatnie szczeniaczka z pudełka.
- Cześć, słoneczko. Mocno zmarzłeś? - zapytał miękko, patrząc na pieska. Poczuł, jak dziecko w jego brzuchu poruszyło się, radośnie go kopiąc.



Rikke

Szczeniak pomachał łapkami, węsząc nowe zapachy i piskając co jakiś czas. W pewnej chwili wyciągnął język i liznął rękę Tameariego, wiercąc się niecierpliwie w jego dłoniach.

- Kupiłem mu mleko, trzeba mu będzie podawać z jakiejś butelki - odparł Rikke, gdy wszedł do ciepłego pomieszczenia. Opadł na kanapę przy kominku i wyciągnął stopy do ognia. - A jak się mają dzisiaj moje dwa maluchy? - zaśmiał się cicho.



Tameari

Tameari bawił się delikatnie z psiakiem, parskając śmiechem na pytanie Rikke.
- Bardzo dobrze się mają - odparł, pokazując mu zaczepnie język. - Ten mniejszy maluch właśnie uznał za stosowne skopać większego. Albo po prostu też chce się pobawić z psiakiem.
Popatrzył na Rikke ciekawie.
- A jak tam się dzisiaj ma nasz wielkolud?


Rikke

- Wielkolud załatwił pracę miesiąc naprzód, żeby potem móc się wami zająć - powiedział z uśmiechem, wyciągając rękę do głowy Tameariego i czochrając go lekko po fioletowych włoskach. - I zorganizował wizytę u medyka.

Tydzień, na który medyk wyznaczył poród zbliżał się nieubłaganie, dlatego Rikke zajmował się dopracowywaniem szczegółów w dziecięcym pokoju. Chociaż czort i wampir mieli osobne łóżka, były postawione blisko siebie, a z sypialni dało się bezpośrednio przejść do pokoju, który w niedługim czasie maił się stać sypialnią dla malucha.

- Pójdziemy do niego pojutrze - dodał. - I przy okazji wybierzemy zasłony do małego pokoju.


Tameari

Chłopak z rozbawionym uśmiechem przysunął się bliżej kanapy i oparł głowę o kolana czorta.
- Dziękuję - odparł cicho, zmów czując, jak małe wierci się w jego brzuchu.
- Oho. Zjawa nocna się obudziła. Im jest później tym bardziej się wierci - roześmiał się cicho. Pogłaskał szczeniaka kręcącego się wokół niego.


Rikke

Rikke siedział na krześle przed gabinetem medyka i ściskał nerwowo krawędź kurtki. Był pierwszy dzień stycznia, czort przywiózł Tameariego do medyka jak tylko zaczęły się bóle, i choć lekarz zapewnił, że wszystko idzie pomyślnie, rogaty niesamowicie się denerwował.



Tameari

Tameari na początku nie wiedział co się dzieje. W jednej chwili był w domu, bolał go brzuch, a w drugiej już był u medyka.

*

Nie miał pojęcia, ile to trwało. Bolało jak cholera, czuł się, jakby umierał. A potem usłyszał płacz dziecka. Leżał półprzytomny, trzymając na rękach umytego, słodkiego chłopczyka. Jak przez mgłę słyszał, gdy medyk zapraszał Rikke do środka, by "zobaczył syna". Uśmiechnął się do niego delikatnie, po czym znów spojrzał na dziecko. Moze mu się wydawało, ale... był tak podobny do Mikaela!
- Nazwę go Hayame - powiedział cicho, a w myślach zaświtało mu "Tak bardzo chciałbym się naćpać... chociaż odrobinę...".



Rikke

Rikke wszedł do pomieszczenia na miękkich nogach. Usłyszał od medyka, że wszystko potoczyło się w miarę sprawnie, ale wciąż nie mógł w to uwierzyć. Powoli podszedł do leżącego Tameariego i zatrzymał się nagle, wpatrując się w dziecko nieodgadnionym wzrokiem.
Było... cholernie podobne do Mikaela, zupełnie, jakby był to w rzeczywistości on, tylko za młodu. Miał lekko szczupłą buźkę, usta wykrojone tak jak wampir, a nawet oczy, choć z pozoru niewinne, były uderzająco podobne do oczy Miki.

Rikke wyciągnął rękę i pogłaskał chłopca po głowie, czując pod palcami delikatne, ciemne włoski. Uśmiechnął się mimowolnie. Może to nie było jego dziecko... może wyglądało dokładnie jak Mikael, ale Rikke czuł, że na pewno nie będzie mu obojętne.



Tameari

Kilka tygodni później.

Tameari czuł się źle. Wszystko szło nie tak. Był pewny, że dziecko wszystko rozwiąże, ale nie mógł na nie patrzeć. Za bardzo przypominał mu Mikaela. Za często myślał o nim jak o powodzie wszystkich złych rzeczy, które go spotkały. W końcu, gdyby nie był w ciąży, ćpał by normalnie, nie miał by problemu z przespaniem się z tamtymi facetami, nie stracił by oka, nie zgwałcili by go, nie zabił by Mikaela... Wszystko było nie tak! I starał się, naprawdę się starał, ale po prostu nie mógł! Udawał przed Rikke, że wszystko jest w porządku.
Ale nie było.
Tameari czuł do siebie odrazę za to, jak myślał o własnym synie. Czasem trzymał go po prostu na rękach, całując w czółko i płacząc cicho. Powtarzał mu wtedy "Kocham Cię, Hayame. Przepraszam". Nienawidził siebie coraz bardziej, coraz bardziej czuł, że musi się wydostać z tego. Mały był po części smokiem i wampirem, ale fioletowowłosy najczęściej karmił go specjalnym mlekiem. Zrobił dla małego kilka kolorowych bransoletek, chcąc oderwać swoje myśli od złych rzeczy. A jednak, nie dawał rady. Miał ochotę wymiotować za każdym razem, jak widział siebie w lustrze, coraz częściej robił sobie niby przypadkiem krzywdę, nie miał apetytu. Nigdy jednak nie był agresywny w stosunku do dziecka.

Aż pewnego dnia, gdy Rikke karmił małego, Tameari poszedł się wykąpać. Wyciągnął torebkę z dragami, którą zdobył nie dawno. Wziął wszystkie na raz, dobrze znająca skutki takiej dawki.
"Przepraszam, Hayame. Ja już nie mogę" pomyślał, zanim narkotyki dały efekt. Śmiertelny efekt.



Rikke

Rikke rzucił szklankę, którą trzymał w dłoni, a ta rozbiła się o ścianę, brudząc ją bursztynowym napojem. Zapłakał, chowając twarz w dłoniach i opadł na kolana, szlochając.
Kilka tygodni temu pochował Tameariego. Z pedantyczną precyzją włożył jego ciało do przygotowanego dołu i zakopał, choć wiotkie ręce odmawiały posłuszeństwa. Wcześniej długo siedział z nim pod ziemią, obserwując jego śliczną twarz. Wyglądała niezwykle spokojnie, zupełnie jakby Tameari zasnął, a nie zaćpał się na śmierć. Rikke miał do niego żal. Za to, że go zostawił, że Mikael zawsze był ważniejszy, ze czort nie był dla chłopaka wystarczającym powodem, by żyć.

Mężczyzna starał się opiekować Hayame. Paradoksalnie, zaczął widzieć w nim coraz więcej Tama. Nie dawał sobie rady. Pewnego dnia, gdy siedział w sypialni z butelką, zorientował się, że pozostawił dziecko same sobie na kilka godzin. Bał się jednak zrobić z nim cokolwiek, gdy był nietrzeźwy. A odkąd Tameari... popełnił samobójstwo, Rikke rzadko wychodził z domu, a co dopiero mówić o pełnej trzeźwości.

- Tameari, ty skurwielu - szeptał za każdym razem, gdy wychodził za dom by usiąść z dzieckiem przy zakopanym grobie. - ...Ty skurwysynie.

***

Rikke owinął dziecko szczelniej kocem i zapukał do szerokich drzwi domu, pod który podjechał. Hayame miał już cztery miesiące. Czort nie dawał rady się nim opiekować. Nie był w stanie dobrze zająć się sobą, bał się, że w końcu odbije się to na małym Hayame. Dlatego właśnie postarał się i znalazł jego... dziadków. Umył się, ogolił i założył czyste ciuchy. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych, nikt nie chce się dowiedzieć od obcego człowieka o śmierci własnego dziecka i... posiadaniu wnuka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shanae Zankoku
PostWysłany: Śro 18:07, 25 Cze 2014 



Dołączył: 22 Kwi 2011
Posty: 773
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Shanae

Shanae roześmiał się, kierując do drzwi. Szykowali się z Tamashim na przyjęcie do znajomych. Uśmiechnął się pod nosem, wyczuwając nikły zapach syna pod drzwiami.
- Co, Tam, przywiało Cię do do... - powiedział, otwierając drzwi. Urwał jednak, widząc tam czorta z dzieckiem na rękach. Spoważniał od razu, a jego oczy zabarwiły się czerwienią, gdy zrobił krok w przód i zerknął na chłopczyka, który pachniał Tamearim. Uniósł wzrok na nieznanego mu czorta.
- Wejdź do środka - powiedział do niego, znów zerkając na dziecko. Nie podobało mu się to. Około czterech miesięcy temu poczuł niepokój i krótki uścisk bólu związany z Tamearim, ale nie przywiązał do tego większej wagi - w końcu zawsze był tym "przewrażliwionym". Zaprowadził czorta do salonu, wskazując mu kanapę. Zaczynał się domyślać, co się stało.
- Tamashi, pozwól do salonu. Mamy gościa - powiedział głośniej w stronę drzwi, dobrze wiedząc, że partner usłyszy go z drugiego piętra bardzo wyraźnie. Potem powoli podszedł do czorta i delikatnie odsłonił twarz dziecka. Nie wyglądał znajomo, ale zapach miał jak najbardziej niczym jego syn.


Rikke

Tamashi zszedł po schodach, dopinając guziki białej koszuli i przystanął na schodach, obserwując małe zawiniątko na kolanach gościa. Czuł, że coś jest nie tak. Powietrze nasyciło się zapachem czorta i... Tameariego.

- Wybaczcie, że was nachodzę - odparł Rikke po chwili, choć dłuższą chwilę zajęło mu oderwanie wzroku od Tamashiego, który pojawił się na schodach. Był niezwykle podobny na Tama. - Przepraszam, że dowiadujecie się tego ode mnie - dodał za chwilę, schylając głowę i z trudnością powstrzymując drżenie ciała. - Wasz syn nie żyje.

Tamashi zamarł przy kochanku, wpatrując się w przybysza szeroko otwartymi oczami.

- J... jak to? - wydusił w końcu, czując zbierające się pod powiekami łzy. Ścisnął ramię Shanae, zupełnie jakby szukał u niego podparcia.

Hayame powiercił się i pomlaskał, by w końcu rozryczeć się na dobre. Rikke zareagował natychmiast, przycisnął malucha do piersi i zaczął bując się z nim na kanapie.

- On przedwakował - czort wyszeptał, w materiał na główce dziecka. - Parę tygodni temu... Tameari popełnił samobójstwo.



Shanae


Shanae wpatrywał się w czorta nieruchomo, milcząc dłuższą chwilę. Zaciskał mocno zęby, by nie poddać się ogarniającym uczuciom. Szczególnie, że oprócz swojego, czuł jeszcze ból Tamashiego - tak działa więź między wampirami. Dlatego czuł ból Tameariego, kiedy - najprawdopodobniej - wydawał syna na świat. A teraz...
Tameari, jego małe słoneczko, jego pierworodny... Popełnił samobójstwo.
- To jego syn? - zapytał, opanowując drżenie głosu. Czuł coraz większą wściekłość. Powinien tam być! Powinien to wyczuć, powinien być przy synu i wnuku, powinien pomóc!
- ... Pochowałeś go? - dodał ciszej, a jego oczy całkowicie zasnuły się czernią i czerwienią.


Rikke

Oczy Tamashiego pociemniały, gdy patrzył na płaczące dziecko. Tameari nie wysyłał listów od dłuższego czasu, ale odkąd wyjechał do wierzy, czasami zdarzało mu się milczeć parę tygodni. Fioletowowłosy nie spodziewał się jednak TEGO.
Zacisnął pięść, do bólu przygryzając wewnętrzną stronę policzka, gdy uświadomił sobie, że powinien być przy swoim dziecku, wspierać Tameariego jak na każdego rodzica przystało.

- Pochowałem go za domem, w którym mieszkał ze mną... parę ostatnich miesięcy - przyznał Rikke, głaszcząc zdezorientowane dziecko, które uspokajało się powoli. - Pozwólcie, że opowiem wam wszystko po kolei.



Shanae

Stał tyłem do mężczyzn, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i patrzył w ogień. Układał wszystko w myślach. Jak mógł nie zauważyć uzależnienia Tameariego? Jak mógł tak bardzo spuścić go ze wzroku?
- Głupi, uparty smarkacz - mruknął pod nosem, czując jak po policzku spływa mu samotna, krwawa łza. Otarł ją szybko, po czym odwrócił się do Rikkiego.
- Cóż... Dziękuję, że zająłeś się nim, gdy tego potrzebował - powiedział, powoli dobierając słowa. Oblizał usta powoli, starając się zachowywać racjonalnie.
- Więc... Chcesz, żebyśmy zajęli się Hayame - dodał i nie było to pytanie.



Rikke

Tamashi siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w buchający w kominku ogień. Zawiódł jako ojciec. Dopuścił, by jego syn porzucił szkołę, uzależnił się od narkotyków, a nawet... prostytuował się. Smok nie mógł sobie wyobrażać jak samotnie i nieszczęśliwie musiał czuć się Tameari.
Te myśli wycisnęły z jego oczu parę łez, które spłynęły leniwie po jego policzkach, jednak Tamashi jakkolwiek na nie nie zareagował.

- Chciałem, by był z rodziną - odpowiedział Rikke, smętnym wzrokiem patrząc na uspokajającego się już powoli Haya. - Ja... nie jestem nią. Starałem się zastąpić mu ojców, ale nie jestem w stanie wziąć na siebie takiej odpowiedzialności. Wybaczcie.



Shanae

- Nie mamy czego Ci wybaczać. To oczywiste, że tak czujesz - odparł Shanae, patrząc na Rikke. - Byłem... mniej-więcej w twoim wieku, kiedy Tameari się urodził. I też przez długi czas byłem "samotnym rodzicem".
Przez chwilę patrzył w ciszy na dziecko w ramionach czorta. Podszedł powoli i usiadł obok niego.
- Starałeś się. I jesteśmy Ci za to wdzięczni - powiedział cicho, wyciągając rękę i delikatnie przesuwając palcami po włoskach malucha.
- Zawsze możesz nas odwiedzić... czy coś... - dodał tym samym tonem.



Rikke


Rikke parsknął pod nosem, odwracając głowę.

- Nie sądzę, bym tu jeszcze kiedyś przyjechał - odpowiedział grzecznie. - Będąc szczerym... zazwyczaj nie wyglądam tak dobrze jak dzisiaj, wątpię, by to się zmieniło. - Ostatni raz ucałował czule czółko chłopca i przekazał je delikatnie na kolana Shanae. Cieszył się że Hayame trafi w dobre ręce, miał szansę wieść spokojne, ułożone życie bez piętna rodziców na głowie. - To Hayame Valtteri Zankoku no Heiwa - dodał, wstając z kanapy. - Tameari chciał, by dziecko wzięło nazwisko... By wzięło je po Mikaelu.


Shanae

Shanae wziął delikatnie chłopca w ramiona. Przytulił go ostrożnie i spojrzał na czorta, kiwając głową.
- Rozumiem - odparł, również wstając. - Dziękuję, że go do nas przyniosłeś. I za to, co zrobiłeś dla Tameariego.

Kilka niezobowiązujących słów, pożegnanie, trzask drzwi i cisza. Shanae spojrzał na trzymanego w ramionach chłopaczka.
Hayame Valtteri Zankoku no Heiwa.
Długie nazwisko jak na takiego szkraba.
Wrócił do salonu i podszedł do partnera, kucając obok niego.
- Tamashi... Spójrz na naszego wnuka - powiedział cicho. Musiał być silny. Dla Tamashiego i dla Hayame. Wiedział, że na jego własną rozpacz po synu przyjdzie pora, gdy ci dwaj zasną. Teraz nie mógł sobie na to pozwolić.


Tamashi

Tamashi płakał cicho, zaciskając dłonie na kolanach i wpatrując się w jakiś punkt po drugiej stronie pokoju. Pokręcił powoli głową, gdy Shanae do niego podszedł. Cisza, która zapadła nagle w pomieszczeniu była nie do zniesienia. Smok miał wrażenie, jakby jedynym dźwiękiem w pokoju był jego własny szloch.

- Wolałbym spojrzeć na mojego syna - powiedział, wyraźnie wkurzony. - Powiedz mi Shanae jak chujowymi rodzicami musieliśmy być, by doprowadzić do czegoś takiego.


Shanae

Shanae cofnął się, uspokajająco kołysząc dziecko na rękach. Zacisnął zęby, patrząc na Tamashiego.
- Tameari podejmował własne decyzje. Nie możemy tego zmienić, nie ważne, jak bardzo byśmy chcieli... - powiedział, po czym spojrzał na dziecko.
- Teraz musimy zaopiekować się jego synem. Jak najlepiej - dodał, po czym zwilżył wargi językiem. Musi wziąć się w garść. Musi, nie może się teraz rozryczeć!



Tamashi

Tamashi wstał i otarł twarz, przybierając nieodgadniony wyraz. Podszedł do kochanka i odchylił materiał na głowie dziecka, by popatrzeć na nie z bliska. Nie mógł ukryć irytacji i żalu przez tego malucha.

- To dziecko jakiegoś ćpuna, który sprzedawał naszego syna za narkotyki - warknął, odwracając głowę od śpiącego smacznie Hayame. - I jeszcze nosi jego nazwisko. Nie oczekuj ode mnie, że będę... traktował go jak własnego syna.


Shanae

Shanae spojrzał na niego poważnie.
- Ale przy okazji, to również syn twojego syna - odparł, szybko kalkulując, gdzie umieścić małego.
- Trzeba przygotować mu pokój obok sypialni, zrobić bezpośrednie drzwi, kupić jedzenie dla niego... - wymieniał cicho, po czym spojrzał na dziecko. - Przystworzysz dziadkom wiele ruchu, Hay.

Powoli ruszył do drzwi, by pójść na górę i ułożyć dziecko na łóżku. Zatrzymał się jednak w progu.
- Ja też cierpię, Tamashi. I nie oczekuję, że będziesz traktował Hayame jak własnego syna, bo nim nie jest. Nie oczekuję, że będziesz go kochał. Musimy jednak zapewnić mu jak najwięcej bezpieczeństwa i troski. W jakiejkolwiek sytuacji by się nie urodził, to krew z naszej krwi, Tamashi - powiedział cicho, a gdy już siedział z małym w pokoju, pozwolił sobie schować twarz w kocyku dziecka i załkać żałośnie. Nie miał już siły ukrywać bólu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 8 z 8
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Forum www.circleofoccultscience.fora.pl Strona Główna  ~  Wschód

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach